Konturówki do ust są wielofunkcyjnym kosmetykiem. Poprawimy nimi kształt, sprawimy że pomadka którą na nie nałożymy będzie utrzymać się dłużej, możemy również nosić je solo. Do tego ostatniego sposobu idealnie sprawdzają się moje ulubione konturówki z hipoalergicznej linii bell.
Nietypowo zacznę od minusów, albo raczej minusu tych produktów, bo widzę tylko jeden. Bardzo żałuję, że gama kolorystyczna jest tak ograniczona, mamy dostępne jedynie 3 odcienie. Aktualnie posiadam dwa z nich. Numer 01 i 02, brakująca 03 to fuksjowy odcień, ostatnio rzadko sięgam po takie kolory więc na razie odpuściłam, ale nie zarzekam się że nie sięgnę po nią w przyszłości.
Numer 01, to najpiękniejszy, naturalny róż jaki widziałam w drogeryjnych szafach. Delikatnie wpada w brzoskwinie, przez co pasuje naprawdę ogromnej ilości osób.
Porównanie z innymi kolorami:
Numer 02, to brąz z pomarańczowymi tonami. Kolor dosyć odważny, wpisuje się w grungowy klimat lat 90, który opanował najnowsze trendy.
Porównanie z innymi kolorami:
Ich wykończenie jest perfekcyjnie pomiędzy matem a satyną. Nie wysuszają ust i przez kremową konsystencję są komfortowe w noszeniu. Jeśli chodzi o trwałość, spokojnie wytrzymają kilka godzin i stracie z kawą i herbatą. Po jedzeniu trzeba nanieść drobne poprawki.
Kredki kosztują około 10 zł/szt i dostępne są w większości drogerii rossman, hebe i natura, więc za równo cena jak i dostępność nie są ogromną przeszkodą aby po nie sięgnąć. A jeśli należycie do osób leniwych, to na pewno ucieszy was fakt, że są to kredki automatyczne i nie trzeba ich temperować.
Mam nadzieję że namówiłam was do wypróbowania i przy najbliższej okazji zerkniecie na szafę bell. Jeśli kupicie którą z kredek koniecznie dajcie mi znać na instagramie (@mrsGasky).
Do następnego, x
Skomentuj wpis