Udostępnij

Z roku na rok święta tracą dla mnie swoją magie. Tęskno mi do tej atmosfery, która towarzyszyła im za czasów gdy byłam dzieckiem. Żywa choinka, którą przynosił tata, będąc wtedy dla mnie największym bohaterem. Spełnione marzenia, gdy pod drzewkiem znajdowałam lalkę czy misia. Wyczekiwanie, aż odwiedzą mnie kuzynki i będę mogła bawić się razem z nimi nowymi zabawkami. A najbardziej tęsknie za tym, że święta znaczyły dla mnie więcej niż przykry obowiązek i okazja by prosić rodziców o rzeczy, których normalnie bym sobie nie kupiła.

Do tego towarzyszący temu ten nieszczęsny family tour, jak zwykliśmy to z moim bratem nazywać. To teraz coś co trzeba odbębnić i zapomnieć. Natarczywe ciocie dopytujące: co tam u Ciebie Beatko? Taaaaak dawno Cię nie widziałam! Masz jakiegoś kawalera? Jaki Ci idzie w szkole?
I do tego całujące po policzkach, zostawiając ślady szminki. Wujkowie wciśnięci w garnitury, wyglądający jakby połknęli kij i pijackie rozmowy o późnych godzinach.

W tym roku obiecałam sobie, że gdy wyprowadzę się na stałe z domu rodzinnego, będę urządzać święta takie jakie miałam kiedyś. Nie wiem czy mi się to uda, bo najpierw musiałabym znaleźć bezpośrednią przyczynę, dlaczego teraz są takie a nie inne. Na około krzyczy się, że to wszystko przez komercje, przez nagonkę medialną i wielkie sieci sklepów, które chcą wcisnąć nam jak najwięcej, bo to najlepsza ku temu okazja. Byłabym głupia, gdybym się z tym nie zgodziła, ale moim skromnym zdaniem problem leży gdzie indziej, zdecydowanie bliżej niż nam się wydaje.

Rodzinne tradycje umierają, razem z rodzinnymi więzami. Dobrze, że mam jeszcze mamę, która jakoś to wszystko trzyma, ale jeśli kiedyś jej zabraknie, nikt nie będzie pilnował, czy na stole leży sianko i czy stoi dodatkowe nakrycie dla nieoczekiwanego wędrowca. I martwi mnie to, że kiedy będę w jej wieku to wszystko pójdzie w zapomnienie.
Czas przygotowania świąt to wieczne kłótnie z siostrą, tatą, mamą o zwyczajne pierdoły. Często mam wrażenie że te kłótnie weszły w świąteczną tradycje. Bo jakże mogłoby się cokolwiek bez nich odbyć.
Dzień wigilii jest kumulacją złych emocji i podczas gdy łamię opłatek i życzę wesołych świąt, wszystkiego dobrego etc. mam ochotę wygarnąć niektórym co o nich myślę i jak bardzo niszczą święta.

Mam nadzieję, że niewiele jest osób, które święta Bożego Narodzenia postrzegają w taki sposób jak ja. Każdemu kto to czyta, życzę więc  z całego serduszka by wszytko toczyło się na odwrót niż u mnie, a jeśli tak nie jest to cóż… nie mówcie, że nienawidzicie świąt, bo jestem pewna, że tli się w was choć mała iskierka tej dziecięcej magii i pragnę by za rok, czy dwa znów żarzyła się u was jak i u mnie tak samo jak za dawnych lat.

Jest jednak kilka rzeczy, które niezmiennie uwielbiam w tej świątecznej scenerii i mimo tego co dzieje się w tle te drobnostki sprawiają mi nie małą radość. Nie oddam nikomu za nic świątecznych lampek, choinki, robienia kratek świątecznych (co część z was pewnie mogła zaobserwować w swoich skrzynkach pocztowych) i oczywiście tego co moja kobieca natura ukazuje świątecznych outfitów i makijaży z migoczącym brokatem i czerwonych ust.

W tym roku odeszłam od tradycyjnej sukienki i dla własnej wygody wskoczyłam w jeansy, sweterek i by wyglądało to nieco bardziej elegancko koszule z muchą i wysokim kołnierzykiem.

Koszula: Pull and Bear
Sweterek: Next
Jeansy: Zara

 

I żeby tradycji stało się zadość  mimo, że o tej porze jesteśmy  na półmetku Bożego Narodzenia, bo kończy się już powoli pierwszy jego dzień, chciałabym życzyć wam wszystkiego dobrego, by uśmiech nie schodził z waszej twarzy ani na chwile, a sylwester do którego ja osobiście odliczam już od dłuższego czasu udał się w stu procentach.

Udostępnij

Skomentuj wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *